WIARA NA TRUDNE CZASY DZIEŃ CLXIII
Warszawa
12.06.2023
SZPITAL SS. ELŻBIETANEK
Foto: archiwum własneOd 13 sierpnia szpital zaczął być systematycznie ostrzeliwany z ciężkiej artylerii. Rannych zniesiono na niższe kondygnacje i założono nową filę szpitala przy ul. Malczewskiego. Ciężkie bombardowania i ostrzał artyleryjski miały miejsce 20 sierpnia. 29 sierpnia, mimo oznakowania szpitala flagami Czerwonego Krzyża, został on ostrzelany przez czołgi i bombardowany z powietrza. Piloci ostrzeliwali z broni pokładowej personel i powstańców wynoszących rannych z budynku. Tego dnia zginęło kilkadziesiąt osób. Uratowanych umieszczono w gmachu sióstr franciszkanek przy ul. Misyjnej 7. Szpital działał do końca obrony Mokotowa. W ruinach szpitala, w niezawalonych piwnicach urządzono punkt opatrunkowy. 25 września Niemcy zajęli ruiny szpitala wraz z sąsiednimi pomieszczeniami przepełnionymi rannymi."
Źródło: http://www.szpitale1944.pl/i/150,szpital-ss-elzbietanek
Foto: archiwum własne
Fragment wywiadu jaki przeprowadziłam w 2009 roku z Panią Jadwigą Wolff ps. "Jagoda", sanitariuszką Pułku "Baszta"
Cytat: " Zgłosiłam się od razu do szpitala elżbietanek. Tak nikt mnie z „Baszty” nie przyjął, tylko z kierownictwa szpitala.
- Już trwało Powstanie?
Już trwało, tak. Zgłosiłam się, powiedziałam co umiem, czego nie umiem. Przyjęto mnie. Dodałam, że mam zerową grupę krwi, cenną. Wtedy bardzo chętnie zaczęto ze mną rozmawiać.
- Mieli możliwości, żeby robić transfuzje?
W szpitalu tak, to był świetnie zaopatrzony szpital i mnóstwo tam było lekarzy, tak że pracował na pełnych obrotach. Przydzielono mnie do pokoiku, gdzie było trzech rannych. Nie można było wtedy mówić „chorych”, to była obraza ciężka. „Jestem ranny, nie chory!” – padało sprostowanie. Dostałam się do tego pokoiku, tam główną rolę odgrywała Niemka, elżbietanka, która mi na dzień dobry powiedziała: „Jeść pani tu nie będzie”.
- Dlaczego? Przecież była pani personelem.
Tak stwierdziła i przychodziła potem sprawdzić, czy jem, czy nie jem. Zmora. Mimo że oddawałam bardzo często krew.
- Czy ona była pielęgniarką?
Chyba tak, z urzędu szpitalnego niemieckiego. Ona się opiekowała bardzo ładnie rannymi, bardzo przyzwoicie, sumiennie, ale mnie traktowała per noga. […] Ale chyba byłam bardzo przydatna jednak, bo byłam wtedy, kiedy jej nie było, a ponieważ miałam przeszkolenie harcerskie i bardzo troskliwą matkę [Janina z Sieleckich Lisowska], i brata wspaniałego, wobec tego wiele rzeczy umiałam. Do tego stopnia, że jeden z chorych powiedział mi: „Siostro, ja nie widziałem jeszcze takiej dziewczyny jak pani, o takim dobrym sercu”. A to nie było dobre serce, tylko serdeczność i przyzwoitość w stosunku do człowieka w wielkiej potrzebie, ogromnej potrzebie.
- Jakie zadania pani powierzono? To nie mogły być zasadnicze zadania, bo nie miała pani takich możliwości.
Opiekować się.
- Czy umiała pani zmieniać opatrunki?
Nie, nie musiałam. Były od tego już polskie pielęgniarki z „Baszty”, ale nie ja. Ja byłam bardzo pomocniczą służbą: żeby zmienić pościel, żeby poprawić coś w ubraniu, w pościeli, nakarmić, podać wodę. I wtedy, kiedy były straszne bombardowania i wszystko drżało, żebym mogła usiąść koło nich, siedzieć koło rannych.
- Dodawać otuchy?
Tak, trzymać za rękę, co było bardzo ważną rzeczą. Trzymać za rękę, oddawać swoje ciepło i spokojną rękę do dyspozycji rannego. [Mam] odznakę, pochodzi od ciężko rannego [ o pseudonimie „Jur”], który leżał z gangreną. Noga w strasznym stanie, to była ogromna, sina kłoda. Trzeba było tę nogę troszeczkę trzymać, troszeczkę zmieniać jej miejsce, ale tak o milimetr, pół, ćwierć milimetra, a przede wszystkim trzymać moją rękę. Żeby czuł obok siebie ciepłą, spokojną, serdeczną rękę.
- Można go było uratować?
Nie, zginął.
- Amputacja by nic nie dała?
Nie można było robić chyba amputacji i zginął.
- Czyli towarzyszyła pani też w tej ostatniej drodze, umierali?
Oj tak, to było straszne. To umieranie było dla młodziutkiej dziewczyny straszne."
Ciekawa historia
OdpowiedzUsuńPowstańcze szpitale kryją jeszcze wiele tajemnic, których prawdopodobnie nigdy już poznamy
UsuńOdważne siostry
OdpowiedzUsuńBardzo odważne
UsuńBardzo ciekawe i interesujące
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńŚwietny blog, gratuluję
OdpowiedzUsuńBardzo Pani dziękuję
UsuńWzruszające wspomnienia pani kombatantki
OdpowiedzUsuńPowinniśmy częściej je czytać.
UsuńPrzejmujące wspomnienia bohaterskiej sanitariuszki
OdpowiedzUsuńPrzejmujące w i wzruszające
UsuńCzy ta pani jeszcze żyje?
OdpowiedzUsuńNiestety, Pani Jadwiga Lisowska-Wolff-Wronka zmarła 9 lipca 2015 r. we Wrocławiu. Niedługo bardziej przybliżę Jej postać. Proszę śledzić bloga.
OdpowiedzUsuńCześć i chwała bohaterom
OdpowiedzUsuńPamięć i szacunek
UsuńPowinniśmy pamiętać o wszystkich, którzy walczyli dla nas o wolność
OdpowiedzUsuńPamiętać i przypominać żeby następne pokolenia też pamiętały
UsuńCześć, chwała i pamięć
OdpowiedzUsuńI szacunek
UsuńKażde pokolenie powinno obowiązkowo poznawać takie historie
OdpowiedzUsuńZgadzam się
UsuńMoje dzieci uwielbiają historię - ja i mąż też.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla całej rodziny wraz z wielkimi brawami !
Usuń